Mija już czwarty rok, kiedy słyszymy o kryzysie na świecie. Jedni z nas się boją, jedni machają ręką na to co słyszą i robią swoje. Ale wiecie, że kryzys przekłada się na mniejszą ilość rodzonych dzieci? Na szczęście jeszcze nie u nas, ale chcecie wiedzieć gdzie?
Okazuje się, że w Ameryce. To właśnie tam stopa urodzeń spadła ostatnio do rekordowo niskiego poziomu, zarówno dla obywateli jak i imigrantów. W latach 2007-2010 wskaźnik urodzeń zmalał o 7 procent, a w kategorii kobiet urodzonych za granicą nawet 0 14 procent. Ta ostatnia liczba jest szczególnie znacząca, bo to przecież imigranci stanowią od lat główny przyrost obywateli USA. Stopa urodzeń w 2011 r. - 63,2 porody na 1000 kobiet w wieku reprodukcyjnym – jest najniższa od 1920 roku (od kiedy zaczęto sporządzać wiarygodne statystyki urodzeń) i niewiele przekracza połowę wartości wskaźnika z 1957 r., kiedy kobiety w USA rodziły najwięcej dzieci - było to apogeum powojennego wyżu demograficznego. Eksperci są zgodni, to skutek recesji. Taki sam skutek miały wszystkie historyczne recesje w Stanach. Myślicie, że u nas jest tak samo?