Plotkujemy, robimy sobie nawzajem świństwa w pracy i podkradamy koleżankom mężczyzn – lista naszych przewinień jest długa. Czy prawdą jest więc, że najgorszym wrogiem kobiety jest druga kobieta?
Polki
są najbardziej agresywnymi kobietami na świecie – ogłosiły media, powołując się na badania
dr Phyllis Chesler, emerytowanej psycholożki i jednej z pierwszych na świecie
feministek. Dr Chesler, zbierając materiały do książki „Woman’s Inhumanity to
Woman”, przez dwadzieścia lat badała, w jaki sposób traktują się nawzajem kobiety w różnych krajach
świata. Oczywiście nie jest tak, że Polki walczą ze sobą, a mieszkanki innych
krajów – nie, ale prawda boli: w statystykach poziomu agresji względem tej
samej płci zajmujemy niechlubne pierwsze miejsce.
Lojalność to żart
Z badań wynika jasno: plotkujemy, jesteśmy złośliwe, zazdrosne, czasem
okrutne. Zwłaszcza dla innych kobiet. Cieszy nas ich nieszczęście, i co gorsza,
potrafimy „aktywnie” się do niego przyczynić. Najchętniej wbiłybyśmy rywalce
nóż w plecy. Krytykujemy co się da: fryzurę, ubranie, zachowanie, cechy
charakteru.
Mężczyźni, dla odmiany, albo nie zwracają na to uwagi, albo ich to
najzwyczajniej nie obchodzi. Wygląda więc na to, że my, kobiety, stałyśmy się
swoimi największymi wrogami. Ale czy naprawdę jesteśmy aż takie złe? –
Wspólnota kobiet w ogóle nie istnieje – twierdzi stanowczo dr Chesler.
Pocieszające, że dotyczy to nie tylko Polek.
Rywalizują ze sobą siostry. Matki walczą z córkami, a teściowe z synowymi.
Najbliższe koleżanki po kłótni stają się w jednej chwili śmiertelnymi
rywalkami. Nie potrafimy przyznać, że nowa dziewczyna naszego ekschłopaka jest
fajna. Wolimy wytknąć, że ma za grube nogi, beznadziejną sukienkę i podły
charakter. A podkradanie koleżankom partnerów to, zdaniem socjologów, prawdziwa
plaga naszych czasów. W pracy też nie odpuszczamy: starsze stażem kobiety
zwalczają młodsze, a młode – siebie nawzajem. Według dr Chesler jesteśmy
bardziej lojalne względem mężczyzn niż innych kobiet.
Przyjmujemy jeden front tylko w obliczu wspólnego wroga... najczęściej innej
kobiety, i to głównie po to, by zyskać szacunek szefa. Najlepiej mężczyzny, bo
w Polsce tylko 12 proc. kobiet nie ma nic przeciwko temu, żeby ich przełożonym
była kobieta. Lepiej porzucić stare przekonania, bo z badań wynika też, że
agresywna postawa w pracy się nie opłaca. Panie, które zachowują się jak macho,
pięć razy rzadziej awansują, niż te, które są kobiece.
Na śmierć i życie
– Kiedy kobiety walczą, robią to tak zajadle, jakby chodziło o zdobycie
jedzenia dla ich dzieci w czasach wielkiego głodu – tłumaczy dr Phyllis
Chesler. – Nasz styl rywalizacji jest niestety prymitywny, bo zachowujemy się
tak, jakbyśmy walczyły na śmierć i życie – dodaje. Skąd w nas ta agresja? – Dla
kobiet szalenie ważne jest, co myślą o sobie nawzajem. Potrzebujemy akceptacji
tak bardzo, jak potrzebujemy wierzyć, że spotkamy księcia z bajki – tłumaczy dr
Chesler.
Dlatego na przykład mniej atrakcyjne kobiety automatycznie nie lubią tych,
które są piękne, zanim jeszcze zdążą je bliżej poznać. Psychologów to nie
dziwi, bo już od lat wiadomo, że cheerleaderki, królowe balu i zwyciężczynie
konkursów piękności zazwyczaj tracą grono przyjaciół, gdy tylko zyskują nowy,
wyższy status społeczny. Dlaczego tak się dzieje? Kobietom bardziej niż
mężczyznom zależy na tym, by były równe sobie. Nie zawsze chodzi więc o to, że
jesteśmy zazdrosne i zawistne, tylko o to, że ta atrakcyjna koleżanka nie
będzie już taka jak my i stanie się dla nas mniej „dostępna”.
Krucjata zła
Psycholodzy podkreślają, że najlepiej wychodzi nam zacieśnianie intymnych
więzi. Gdy spotykamy mężczyznę, często od razu wyobrażamy go sobie jako
potencjalnego partnera. Gdy z kolei poznajemy kobietę, od razu widzimy w niej
przyszłą przyjaciółkę, dobrą wróżkę lub siostrę, której nigdy nie miałyśmy.
To dlatego, kiedy nagle ktoś, z kim byłyśmy blisko związane, kradnie nam pracę
lub chłopaka, albo przestaje z nami rozmawiać – jesteśmy zdruzgotane. Boli
utrata pokładów zaufania, ulokowanych w tej osobie. Względem każdej relacji
mamy tak wysokie oczekiwania, że gdy najmniejsza rzecz pójdzie nie po naszej
myśli, rozpoczynamy przeciwko „wrogowi” krucjatę, która trwa bez końca.
Poza tym nie lubimy czuć się wykluczone, w szczególności z grupy kobiet, na
których nam zależy. Więc gdy wchodzimy w konflikt właśnie z kobietą, jesteśmy
tym tak przerażone, że przeważnie nie mówimy, co myślimy i nie pokazujemy, co
czujemy. Za to zaczynamy narzekać, rozsiewać plotki, szukać sojuszników, a
wreszcie mścić się na tej drugiej, bo – w naszym mniemaniu – nie możemy już na
niej polegać. Mężczyźni są od dziecka uczeni otwartej rywalizacji, zasad walki,
tego, że jest zwycięzca i przegrany. Gdy kończy się gra, wszyscy idą razem na
piwo. My tego nie potrafimy.
Zaklęty krąg
A może to wszystko wina społeczeństwa, które wywiera na nas większą presję niż
na mężczyzn? Mamy nie tylko mieć udane życie rodzinne, ale jednocześnie robić
karierę. Prawda jest taka, że nie dość, że w pracy rywalizujemy z mężczyznami,
to w życiu prywatnym musimy pokonać tłum konkurentek, żeby znaleźć partnera.
Przykład? W Warszawie statystycznie na dwie singielki przypada jeden wolny
mężczyzna, ale już w Nowym Jorku o jednego faceta do wzięcia rywalizuje aż
dwanaście kobiet!
Zmień zasady gry
Gdy pół roku temu zapytaliśmy czytelniczki Glamour o to, co by zmieniło życie
kobiet na lepsze, połowa odpowiedziała, że solidarność między nimi. Ta potrzeba
wynika z tęsknoty.
– Kobiety dostrzegają, że panowie, choć mają naturę wojownika, to mimo wszystko
się wspierają – tłumaczy Robert Zydel, antropolog kultury i dodaje: – Wśród
mężczyzn obowiązuje kodeks honorowy, np. zasadą jest, że nie podrywa się
dziewczyny kolegi (choć, jak od każdej zasady, tak i od tej bywają odstępstwa).
Kobiety są większymi indywidualistkami, a ich walka między sobą zaczyna się już
od rywalizacji o samca z lepszym genotypem – mówi Zydel.
Koniec z walką
Czy w takim razie inteligentne, wykszałcone kobiety XXI wieku potrafią
współpracować bez wbijania sobie noża w plecy? – Oczywiście, że tak –
przekonuje dr Phyllis Chesler. – Ale dopóki nie przyznamy przed sobą, że do tej
pory grałyśmy nie fair, nie ma nadziei na poprawę.
Jak więc przerwać ten zaklęty krąg? Bądźmy dla siebie życzliwsze i przestańmy
stosować podwójne standardy. Koniec z fałszem. Pomyśl też o tym, że o ile bez
faceta da się żyć, o tyle bez grupy wsparcia w postaci przyjaciółek – trudno
przetrwać. To one zaopiekują się twoim psem, gdy wyjedziesz na wakacje.
Przyniosą ci zakupy, gdy zachorujesz. Albo przyjadą wieczorem na wino, gdy
rozstaniesz się z facetem, żebyś mogła się wypłakać. Dlatego podczas konfliktu
postępujcie jak mężczyźni: wyjaśnijcie sobie wszystko, a jeśli potrzeba – nawet
wykrzyczcie. A po wszystkim idźcie razem na piwo. Albo lepiej na kolację.
Źródło: kobieta.pl