Nauczycielska tradycja, czyli Bond w spódnicy

JOANNA ROSZYK – we WSZiB w Poznaniu ukończyła studia stacjonarne pierwszego stopnia oraz niestacjonarne drugiego stopnia (2004) na kierunku Zarządzanie i Marketing ze specjalnością integracja europejska; w X LO w Poznaniu prowadzi zajęcia z podstaw przedsiębiorczości, wiedzy o społeczeństwie oraz przysposobienia obronnego.

Michał Staniszewski: Jak to się stało, że zaczęła Pani studia w Wyższej Szkole Zarządzania i Bankowości w Poznaniu?
Joanna Roszyk: Byłam po pierwszym roku prawa na UAM w Poznaniu. Akurat wtedy sąsiadka kończyła studia we WSZiB w Poznaniu, a ktoś ze znajomych je rozpoczynał. Miałam też znajomą, która była absolwentką Szkoły Sekretarek. Podjęłam studia licencjackie we WSZiB w Poznaniu, choć nigdy wcześniej nie przypuszczałam, że znajdę się na kierunku ekonomicznym, zwłaszcza że nie przepadałam za matematyką. Kontynuowałam naukę na studiach uzupełniających magisterskich, pierwszy semestr jeszcze w trybie dziennym, od lutego już w trybie zaocznym, ponieważ zaczęłam pracować. Promotorem na studiach licencjackich (praca dyplomowa pt. Polskie prawo podatkowe w latach 90.) był prof. Zdzisław W. Puślecki, a na magisterskich (Polskie prawo konsularne w świetle prawa międzynarodowego) prof. Tadeusz Gadkowski.

Pamiętam, że dokumenty składałam jeszcze przy ul. Strzałkowskiego, w pierwszej siedzibie, obecny budynek przy ul. Roboczej właśnie powstawał. Zajęcia mieliśmy też w budynku przy Starym Rynku. Poznałam zatem wszystkie główne budynki Uczelni. Przy Strzałkowskiego miałam jeszcze zajęcia z informatyki. Pierwsza siedziba WSZiB w Poznaniu była jej wizytówką. 



M. S.:
Co Pani pamięta z czasów studiów jako szczególnie korzystne, a co z dzisiejszej perspektywy by Pani zmieniła?

J. R.: Atmosfera była sympatyczna, z wykładowcami był dobry kontakt. Od początku moim ulubionym wykładowcą był dr Ryszard Orliński, mimo że sama rachunkowość mnie nie interesowała. Miło wspominam też zajęcia z marketingu z dr. Zygmuntem Waśkowskim i dr. Tomaszem Wanatem. Mogę powiedzieć, że to była trójka moich studenckich idoli. Przyznać natomiast muszę, że do egzaminu z mikroekonomii podchodziłam więcej niż jeden raz.

 Byłam też zadowolona z kontaktów z paniami z dziekanatów, sama jednak starałam się nie tworzyć sytuacji konfliktowych, myślę też, że nigdy nie miałam problemów w relacjach z innymi ludźmi. Poza tym pracowałem kiedyś w... dziekanacie UAM w Poznaniu. Znam więc tę sytuację także z drugiej strony. Nie miałam problemów z przejściem z trybu dziennego na zaoczny, mimo że odbywało się to w trakcie roku, po zaliczonym pierwszym semestrze.

Ważna okazała się możliwość uiszczania czesnego w ratach miesięcznych, a nie tylko semestralnych. Wymagania na zajęciach i na egzaminach były bardzo wysokie, wbrew obiegowym opiniom, że w szkole niepublicznej można łatwo zaliczać sesje. Jest łatwo, owszem, gdy student solidnie się przygotuje.

Jeśli chodzi o praktyki, były dwie drogi: można było samemu szukać miejsca praktyk lub pomagała w tym uczelnia.

M. S.: Co obecnie ma znaczenie dla młodego człowieka, który wybiera uczelnię wyższą?
J. R.: Ważne jest to, co się dzieje w szkole, jakie daje ona możliwości, jak wygląda kwestia praktyk i późniejszej pracy. Istotna jest informacja w Internecie, tu młodzi ludzie jej szukają. Uczniowie mają też możliwość poznania przyszłej szkoły wyższej podczas organizowanych dla nich wykładów, mogą spotkać się z władzami uczelni, wykładowcami, zobaczyć budynek, w którym odbywają się zajęcia, mieszczą się dziekanaty, sale komputerowe czy biblioteka.

M. S.: Czy może Pani opowiedzieć o swojej pracy w X LO?
J. R.: Nie przypuszczałam, że będę pracować w szkole, zwłaszcza że mam w rodzinie dwóch nauczycieli. Można więc już mówić o nauczycielskiej tradycji. W domu często przysłuchiwałam się rozmowom dotyczącym szkoły. Gdy pracowałam na uniwersytecie, skończyłam kurs pedagogiczny i opiekuna wycieczek. Doszłam do wniosku, że dobrze mi się współpracuje z dziećmi. W szkołach pojawił się przedmiot „podstawy przedsiębiorczości”, który zawierał elementy ekonomii, prawa i polityki. Podjęłam studia podyplomowe z wiedzy o społeczeństwie i przedsiębiorczości. Ukończyłam 3 semestry i już w tym momencie posiadałam odpowiednie kwalifikacje.

1 września 2005 r. rozpoczęłam pracę w X Liceum Ogólnokształcącym, które ukończyłam kilka lat wcześniej, w 1998 r. Prowadziłam zajęcia z WOS-u i przedsiębiorczości, zajęłam się też reklamą szkoły, organizowaniem drzwi otwartych, targów edukacyjnych i różnych uroczystości szkolnych. Na początku byłam trochę skrępowana, ponieważ wielu nauczycieli wcześniej mnie uczyło. Szybko to minęło, choć szacunek dla nich nie pozwala mi zwracać się do nich po imieniu, mimo że to proponowali.

W drugim roku poznałam nauczyciela przysposobienia obronnego, sympatycznego pułkownika, który szukał swego następcy. Żaden z pracujących nauczycieli nie był tym zainteresowany, a ja stwierdziłam, że mogę spróbować. I tak ukończyłam z wyróżnieniem studia podyplomowe z przysposobienia obronnego. W 2008 r. poprowadziłam już kilka zajęć, częściowo pod nadzorem pana pułkownika.

Zostałam też wychowawcą klasy o profilu turystyczno-marketingowym, który to profil sama wymyśliłam. Z tą właśnie klasą byłam w marcu 2009 r. na wykładach we WSZiB w Poznaniu. Uczniowie byli bardzo zadowoleni z tej wizyty i z wykładów, w których uczestniczyli.

Wcześniej wysłałam do gimnazjów ankietę związaną z utworzeniem klasy o takim profilu. Przekonałam się, że coraz mniejszym zainteresowaniem cieszy się język niemiecki, a przeważa język angielski. Liczy się też profil klasy. Tak powstały klasy: turystyczno-marketingowa i humanistyczno-dziennikarska. W tym roku moja klasa kończy naukę, są na pierwszym miejscu pod względem nauki po pierwszym semestrze. Kolejne ankiety stały się podstawą do utworzenia nowych profili: prawniczo-administracyjnego oraz dyplomatyczno-konsularnego. Planowany jest udział w rozprawach sądowych.
  
M. S.: Czy można już mówić o współzawodnictwie pomiędzy szkołami ponadgimnzjalnymi?
J. R.: Tak, współzawodnictwo pomiędzy szkołami istnieje, zwłaszcza pomiędzy tymi z wyższej i średniej półki. U nas można już mówić o tradycji rodzinnej: X LO kończyła moja mama, mój tata, mamy siostra, mój kuzyn. Kolega, z którym współpracuję i który zajmuje się m.in. stroną internetową szkoły, również kończył X LO, także jego dwaj bracia, jego kuzyn teraz kończy, a jego kuzynka planuje tu naukę. Oczywiście jego mama kończyła X LO, jego ciocia... Średnio ok. 10 uczniów w klasie ma kogoś, kto wcześniej się tu uczył. W tym roku szkolnym „Dziesiątka” obchodzi 45-lecie istnienia.    

M. S.: Co Pani obecnie pomaga w pracy, czego nauczyła się Pani podczas studiów?
J. R.: Jeśli chodzi o sposób prowadzenia zajęć, to wzoruję się na pewno na dr. Orlińskim – staram się nawiązać bezpośredni kontakt, zachęcam uczniów do uczestnictwa w dyskusji, jest dużo samodzielnej pracy. Stanowi to także przygotowanie do samodzielnej pracy na studiach.

Realizujemy również pomysły uczniów: na pierwszy dzień wiosny zaprosiliśmy księdza, który pracuje w sądzie kościelnym. Był też konkurs, w którym uczniowie wybierali najsympatyczniejszego, najseksowniejszego, najlepiej ubranego i najzabawniejszego nauczyciela. Nauczyciele traktowali to jako dobrą zabawę, w konkursie brali udział ci, którzy sami się zgłosili. Na święta Bożego Narodzenia uczniowie zamiast robić sobie prezenty, zbierają pieniądze np. na schroniska dla zwierząt lub na misje salezjańskie (mamy adoptowaną dwójkę dzieci z misji salezjańskich).

M. S.: Czy jest Pani jedyną kobietą, która prowadzi przedmiot „przysposobienie obronne”?
J. R.: Nie mam pewności, ale na różnych spotkaniach byłam jedyna. Ostatnio mieliśmy doskonalenie z umiejętności strzelania, na 20 osób byłam jedyną kobietą. Powstała już opinia, że pani z X LO może zabrać uczniów na strzelnicę, jeśli będą się dobrze uczyć. Tak, będą chodzić, w drugim semestrze, raz w miesiącu. Uczniowie mieli zajęcia z bezpieczeństwa i będą musieli napisać test. Te osoby, które otrzymają pozytywny wynik, w nagrodę pojadą na strzelnicę. Strzelanie będzie zarówno z broni sportowej, jak i ostrej, więc muszą być zachowane środki bezpieczeństwa. Dzieci są zadowolone, ja również, choć nie odbywa się to w trakcie moich zajęć, czasem w weekend. Ale ja to lubię.

W „Dziesiątce” jest duży wybór zajęć pozalekcyjnych, są sekcje siatkówki dziewczyn i chłopców, są dziewczyny, które uczą się tańca nowoczesnego i biorą udział w zajęciach z aerobiku, odradza się drużyna koszykówki. W ubiegłym roku chłopak, który zdawał maturę, przygotowywał trzech młodszych kolegów do zawodów pływackich. Sam się tego podjął. Zajęli I miejsce w Polsce.

Mamy jedną z najstarszych Pro Sinfonik w Poznaniu. Obchodziliśmy 25-lecie Dyskusyjnego Klubu Filmowego, dwa razy w tygodniu można obejrzeć jakiś film. Klasa humanistyczno-filmoznawcza uczestniczy w zajęciach z reżyserii, z historii filmu, mogli zobaczyć, jak wygląda praca na planie filmowym. Odwiedzili Szkołę Filmową w Łodzi. Wszystkie te zajęcia dodatkowe stanowią istotne uzupełnienie prowadzonych przedmiotów.

M. S.: Czy jest coś, co stanowi dla Pani odskocznię od zajęć szkolnych?
J. R.: Jazda konna i strzelnica (śmiech). Na strzelnicę zaczęłam chodzić w liceum. I tak zostało do dziś.

Kwiecień 2009 r.


ostatnia zmiana: 2009-05-13
Komentarze
Polityka Prywatności